Fiction Fixers: The Curse of OZ, wydane przez Fugazo stanowi istny powiew świeżego powietrza dla tych wszystkich, którzy są ostatnio zdegustowani kiepską jakością obecnych produkcji. Gra ta stanowi kontynuację dla wszechstronnie znanego Fiction Fixers: Adventures in Wonderland. Jak dobrze wiadomo, kontynuacje z reguly nie są w stanie dorosnąć do pięt swoim poprzedniczkom… może jednak tym razem będziemy mieli do czynienia z wyjątkiem od tej reguły? Gra ta jest dosyć przyjemna do grania, jednakże nie stanowi sobą zbyt dużego wyzwania. Samo opracowanie graficzne jest dosyć dobre, ale rozgrywająca się tutaj fabuła jest bardzo przewidywalna, i zdecydowanie brakuje jej jakiś zakrętów w akcji. Scenerie z ukrytymi przedmiotami są łatwe do odkrywania, jednak zbytnio powtarzające się- ciąle szukasz kluczy, owodów, balonów, piłek, itd. Innymi słowani ujmując: szukać musisz dokładnie wszystkiego. Dlaczego producenci nie wpadli na coś lepszego? Z dwoma lub trzema wyjątkami, mini gry nie rezpezentują sobą nic nadzwyczajnego, znajdziesz tu jedynie puzzle do obracania oraz włączanie światełek. Nie ma tu także zbyt dużo miejsc do odwiedzenia, więc będziesz zmuszony zawitać w niektóre lokalizacje więcej niż jeden raz. W miarę upływu czasu podczas grania w Fiction Fixers: The Curse of OZ, cała produkcja wydaje się coraz łatwiejsza, a to wszystko przez to, że zaznajomiłeś się ze wszystkimi miejscami już kilkaktotnie. Podkład głosowy jest tutaj niesamowicie miłym zaskoczeniem, efekty dźwiękowe też są dosyć przyjemne, ale brakuje nam muzyki w trakcie całego grania. Jeżeli chodzi o długość rozgrywki, to trwa ona około 2-3 godzin, ale można ją śmiało wydłużyć jeżeli nie będzie się korzystać z klawiszy podpowiedzi oraz przewinięcia, a zamiast tego poświęci się trochę czasu na słuchanie postaci i czytaniu instruktaży. Wciąż nie można chyba tego uznać za świetny sposób dla przedłużenia zabawy. Podsumowywując, Fiction Fixers: The Curse of OZ nie jest wcale taka zła do wypróbowania i zagrania w nią dla jakiejś odmiany